W ostatnich dniach świat motoryzacyjny obiegła informacja o inauguracji pierwszej ulicy w Stanach Zjednoczonych, zdolnej do ładowania samochodów elektrycznych w ruchu. Wspólny projekt firmy Electreon, miasta Detroit i Forda, mający na celu przetestowanie ładowania indukcyjnego podczas jazdy, jednak zdaniem wielu obserwatorów, eksperyment ten podważa sensowność takiego rozwiązania. Według przeprowadzonego eksperymentu, samochód elektryczny Ford E-Transit podczas przejazdu nad instalacją ładowania o mocy do 22 kW, zdaniem krytyków, nie osiąga wystarczającej efektywności. Na filmie promocyjnym, choć instalacja może obsługiwać 22 kW, rzeczywista moc widoczna na wyświetlaczu nie przekraczała 15 kW. To skłania do zastanowienia się, czy nie jest to po prostu kosztowne i niewydajne rozwiązanie.
Powyższy przykład obrazuje, że przejeżdżając nad instalacją o długości 402 metrów, pojazd zdążyłby zyskać jedynie 0,3 kWh energii. O ile zwiększenie długości instalacji do 40 km mogłoby skutkować dodatkowym zasięgiem około 100 km, to jednak sama przejeżdżalność nad nią zajęłaby ponad trzy godziny. W tym czasie kierowca mógłby skorzystać z tradycyjnej, znacznie bardziej efektywnej ładowarki. O ile system ładowarek indukcyjnych w nawierzchni ma sens w miejscach, gdzie pojazdy spędzają długi czas, takich jak parkingi czy postojówki taksówek, to jednak wdrożenie tego rozwiązania na ruchliwych ulicach może być przesadzone i niepraktyczne. Kierowcy mogą preferować krótki postój przy szybkiej ładowarce, niż marnowanie czasu na kręcenie się po ulicach w poszukiwaniu ładowarek bezprzewodowych.
Warto podkreślić, że eksperymentalne projekty tego typu mogą być krokiem w kierunku innowacji, jednak ich skuteczność i efektywność są kluczowe dla oceny ich dalszej przydatności. Czy Detroit stanie się amerykańską Łodzią w kontekście tej technologicznej inicjatywy? Czas pokaże, czy ładowanie samochodów w ruchu to naprawdę rozwiązanie przyszłości czy jedynie kosztowny eksperyment.